Taco Hemingway
6 zer Lo-fi blend
Idę ulicami gapiąc się na panny hoże
Czarne płaszcze, czarne rury, no i czarne Roshe
Rozbity iPhone 6, choć zarabia marne grosze
Plączę mi się język, same dziwne zdania tworzę
Będzie dwója z plusem, może trója minus, Panie Psorze?
Białe gówno ptaka ozdobiło czarne Porsche
Wewnętrzna kieszeń płaszcza, zawsze w niej browary noszę
Jak początek miesiąca to Grolsche, koniec miesiąca to Łomże
Mama pyta czy chcę jakiś przelew. Mówię: „bardzo proszę"
6 zer, chciałbym kiedyś zrobić 6 zer, te 6 zer
Chciałbym kiedyś zrobić 6 zer
Ktoś mnie pyta z kim tu jestem
Ktoś inny mniе pyta czy chcę w pysk. Mówię: „bardzo proszę"
Wyrastają guzy, niby Karkonosze
Jestem atеistą, ale niech mi dobry Pan pomoże, bardzo proszę
Bardzo proszę
Wyrastają guzy, niby Karkonosze
Jestem ateistą, ale niech mi dobry Pan pomoże, bardzo proszę
Bardzo proszę
Wiosenny piątek. Jadę nocą na tym Veturilo
Nie powinienem, bo wypiłem to czerwone wino
Nasze romanse ustępują wszystkim Harlekinom
Zamiast czarnej limuzyny zbity pysk, duże czarne limo
Nie szukaj Scarlett, jak nie jesteś Rudolph Valentino
To jest Polska, tutaj stale zimno
Ten kabriolet chowaj, ziomki momentalnie gwizdną
Każdy tutaj gwiżdże do re mi fa sol la si do
To melodyjny kraj. Muzykantów takich tutaj milion
Mam dwadzieścia parę lat, moje plany giną
Kręcę się po mieście z wiecznie zblazowaną miną
Mózg jak karabin, mógłbym zabić kogoś, zgładzić myślą
Ciągle w pogoni za tą straszną liczbą
Czyli sześć zer, chciałbym kiedyś zrobić 6 zer
Ciągle w pogoni za tą straszną liczbą
Czyli sześć zer, chciałbym kiedyś zrobić 6 zer
Sześć zer, chciałbym kiedyś zrobić 6 zer