TMK aka Piekielny
Kradnę Grawitację
[Zwrotka 1: Planet ANM]
Lód nie pęka pod stopami, już nie tykam dna
W rękach nie mam szkła tak często już jak dawny ja
I nie spędza z powiek snu już żaden ślepy strzał
Sam nie wpędzam się do bagna, już tak jakbym może chciał
Podłoga pode mną nie rusza się, a szkoda
O cal, centymetr, milimetr nie drgnie suka, wcale
Nie chcę już jak kiedyś latać po obłokach
Chociaż łatwo było pisać stojąc gdzieś na stromej skale
Był taki moment, że pragnąłem zrobić krok
Ostatni krok do przodu, krok po którym stanąłbym przed Bogiem
Krok po którym brat by widział świat już tylko w monochromie
Czy tak bardzo niedojrzale i tchórzliwie miałbym odejść?
Nie chcę lecz ten lód mi pęka pod stopami znów tym razem
Całym swym ciężarem idę na dno pod taflę
I zanim dotykam dna gdzie sto tysięcy czarnych dziur
To horyzontom zdarzeń kradnę grawitację
[Refren: Sonia Maselik]
I nieważne kto ma rację, wszystko gaśnie gdy ktoryś podpala lont
To tylko mamy okazję, krzyczymy sobie w twarz wiedząc, że to koszmarny błąd
Może miałeś w sobie zawsze, gdzieś schowany bunt, choćby stąd
Dzisiaj kradniesz grawitację im i z uśmiechem patrzysz jak
[Zwrotka 2: Młody M]
Ja chcę z małą polecieć wiesz na bramy nieba, małą
Już nie czuję się najlepiej na tych starych śmieciach
Chciałbym móc jej powiedzieć: "Kotku, Paryż czeka"
Miła odmiana, co? zamiast drin bary zwiedzać
Życia karuzela, wypadłem już nieraz, gleba
Wstaję i się zbieram trzeba to znowu zacznę od zera
W ręku mam Heinekena, w sercu ból i marzenia
Nosiłem nieraz się z zamiarem by wyjebać stąd na stałe
Jak najdalej i nie chodzi mi o ciepłe kraje
Czekając z deską na tsunami by se wbić na falę
Pożegnać z żalem, unieść na niej przez te sekund parę
Nim mnie otuli na amen, inaczej niech się stanie
Kończy się grunt pod nogami, dla mordo to norma
Próbujesz się wzbić ponad syf, on cię nie puści tak od tak
Jak ciąży ci ból od środka, wiem, szukasz wódki i worka
Ja dla tej dwójki nie poddam nawet sekundy do końca
[Refren: Sonia Maselik]
I nieważne kto ma rację, wszystko gaśnie gdy ktoryś podpala lont
To tylko mamy okazję, krzyczymy sobie w twarz wiedząc, że to koszmarny błąd
Może miałeś w sobie zawsze, gdzieś schowany bunt, choćby stąd
Dzisiaj kradniesz grawitację im i z uśmiechem patrzysz jak
[Zwrotka 3: Piekielny]
Lód nie pęka pod stopami już, bo jestem lżejszy
O kilka kłamstw kilku osób co mi chciały spieprzyć
Ten cudny plan, trudny plan, ale co to tonie
Wmawiałem sobie: "Jestem w spoko gronie"
Choć dobrze, że w końcu coś we mnie krzyknęło
Że chyba tu trzeba zawrócić
To ciekawe czy gdybym nie skumał się z diabłem
To bym się tak wiele nauczył
I bym może chciał by za oknem morze ciał
Byłem wykolejony jakbym nagle odejść miał
Dziś się poznajemy od zera to lubię
Bo jest większy wybór tych dróg
I czujemy się tutaj chyba jak pierwsi ludzie
Kiedy brakuje nam tak słów
Przed lustrem mam gościa z pierdolonym długiem
Co spłaca się tutaj powoli to boli
Pogoni mnie czas, a chciałbym postawić na swoim
A ciągle coś we mnie się boi
Poczekaj, złapię oddech, teraz
Pytasz jak się czuję mordo? Raczej dobrze
Jestem jednym z miliona tych, którzy przeszli przemianę
Ale uwierz we mnie choć na takich jak ja się nie stawia wcale