Friedrich Schiller
Pielgrzym
Jeszcze z pierwszą wiosny dobą
Jam odbieżał w obce światy,
Pląsy dziecka poza sobą
Rzucił z progiem ojców chaty.

Rzucił mienie, dział rodzinny,
I w duszy z wiarą radosną,
W ręku z kijem - gdzieś - w świat inny
Pogoniłem za swą wiosną.

Bo mię wabił głos nadziei.
Wiara jakby słowem mglistym:
Bież! wołała - w ślad kolei
Za tym słońcem promienistym.

Do bram złotych zdążaj śmiało!
A gdy dojdziesz, wnijdź w podwoje:
Tam niebo na wieczność całą
Znieśmiertelni ziemskość twoję! -

Biegłem wieczór, biegłem świtem,
Nie spocząłem ni na chwilę;
Lecz mi zawsze było skrytem,
Com tak szukał, pragnął tyle.

Góry bieg mi tamowały,
Potok stawał mi na drodze:
Ścieżyną pnę się na skały
Lub po kładce toń przechodzę.
Nad urwiskiem wreszcie staję,
Kędy rzeka na wschód płynie.
Szczęsny, los swój prądom zdaję,
Zanurzam się w wód głębinie.

W przestwór mórz bez dna i brzega
Unosi mię fala chyża;
Tu znów pustka świat zalega,
A do celu mnie nie zbliża.

Ach! bo próżno za nim gonić,
Ach! to niebo ponade mną
Nie chce się ku ziemi skłonić:
Tu go szukać - nadaremno.