[Zwrotka 1: Białas]
Dawno znałem patologię i różne złe nawyki
Ale czy to znaczy, że do końca mam w tym uczestniczyć?
Nie, wolę być uśmiechnięty, nie wkurwiony
I nie pytać "Co się, kurwa, patrzysz?!" każdej osoby
Ja nie muszę się wozić, żeby dojechać do marzeń
A żeby rosnąć w siłę, nie muszę być na towarze
Muszę nagrywać rap, a on bujać całym krajem
I dziękuję Ci, Boże, że o tym nie zapomniałem
[Zwrotka 2: Solar]
Nagapiłem się na tych, co mieli mieć, a nie mieli
Ich luz to relikt, słaba wola, ich system ich zmielił
Wrzucił między tryby czasu, w dyby zakuł
Zdusił duszę, spuścił w rurze i zakazał robić rapu
Nie ma czasu, jest hajs do zrobienia w mieście
Przecież dziecka nie nakarmisz kiedyś wdychanym powietrzem
Żyć musi każdy, nie każdy może na całość
Niektórzy nie żyją, tylko obsługują ciało...
[Zwrotka 3: Zaginiony]
Mam pokój z widokiem, który ciągle mnie przygnębia
Bo pamiętam tamten cyrk pod blokiem i tamte święta
I pamiętam tamten syf, i życie jakby z reklam
Dziś pieprzy cię właściciel obcisłego swetra
I chuj! Pomyślałem o tym, gdy wchodząc do metra
Nie wiedziałem, gdzie jestem, zlewała się każda literka
I wtedy zasłoniłem swoje oczy jednym gestem
Nagapiłem się już dość na twoje pierdolone szczęście
[Refren]
Popatrz tu, spójrz, wszystko jest niby okej
Gdy w tym mieście, tak jak wszędzie, walą wódę i kokę
Widziałem wiele. Ten świat uczy, którą drogę wybrać
Nic się nie zmienia, znam swój cel. Chcę ten wyścig wygrać
[Zwrotka 4: Białas]
Na szczęście nie patrzę tutaj tylko na nieszczęście
Pozdrawiam satysfakcję, weź do mnie wstępuj częściej
Pamiętam pierwszy koncert, pierwszą nagraną EPkę
Pierwszą wygraną bitwę i wszystko, co najlepsze!
Motywację ziomków. Białas, te wersy klej
Trafiam do ludzi tak jak Key do NCAA. (Pow, pow!)
Hajtam się z grą, jestem panem młodym
Daję ogień, którego nie zgasisz laniem wody
[Zwrotka 5: Solar]
Ty, jak mam opierdalać te książki, gry i filmy
To wolę żyć na luzie i nie srać przy policji
Choć stan moich finansów jest fatalny
Bo mój hajs zeżarli ubecy i dinozaury
Płać podatki, żeby ścierwu żyło się lepiej
Bo i tak cię wytropią, jak uciekniesz w szarą strefę
Chcę być szefem, którego wyzywają na fajrancie
Ale wreszcie się napatrzę na tych, co pracują na mnie
[Refren]
Popatrz tu, spójrz, wszystko jest niby okej
Gdy w tym mieście, tak jak wszędzie, walą wódę i kokę
Widziałem wiele. Ten świat uczy, którą drogę wybrać
Nic się nie zmienia, znam swój cel. Chcę ten wyścig wygrać
[Zwrotka 6: Lipton]
Dupy rżnięte mechanicznie, absolwentki dyskotek
Brykające w pościeli, rodeo w każdą sobotę
Myślą, że jest okej, pomartwią się o to potem
Nic nie myśleć, nic nie mówić, milczenie tu nie jest złotem!
Teraz są piękne, za dziesięć lat będą jak Golum
Dla nich łamać przykazanie numer 6 to punkt honoru
Zatruł im rozum ten syf, odwracam wzrok
Definitywnie, kurwa, nagapiłem się już dość!
[Zwrotka 7: Zaginiony]
Stoję pośród świadków, żon i narzeczonych
Zasypany stosem faktur. I jak tu żyć, ziomy?
Pośród kartek, ton powoli, to daje plony
Nagapiłem się już dość. Wiem, że muszę rozpierdolić
Wiem, że mogę być lepszy, ziom, wiem, że mogę rozpieprzyć flow
Nie każdy miał piękny start, pieprzyć to!
Pakuj swoje rzeczy i wyjedźmy stąd
Nie chcę być tam, gdzie ma farta ten, co ma kiepski wzrok
[Refren]
Popatrz tu, spójrz, wszystko jest niby okej
Gdy w tym mieście, tak jak wszędzie, walą wódę i kokę
Widziałem wiele. Ten świat uczy, którą drogę wybrać
Nic się nie zmienia, znam swój cel. Chcę ten wyścig wygrać
[Zwrotka 8: Solar]
Ci ludzie wciąż tacy sami, drogo ubrani, stać ich
Szpanują telefonami, furami, iPhone'ami
500 giga, nadgryzione jabłuszko z tyłu
Ale czemu nie stać cię na te płyty, skurwysynu?!
Ostatnim hajsem oddaję szacunek graczom
Którego ty masz w chuj, nigdy nie kalając rączek pracą
Dobrze płacą w firmie twojego taty
Ale woli ci dać hajs, niż etat, niekumaty lamusie!