[Zwrotka 1: Paluch & Słoń]
Boli ich to, że robimy, co chcemy, bez władzy nad nami nie będą spełnieni
Od zawsze na swoim, nie marne tantiemy, królowie podziemi i szczerze
Sram na to, czy wzbudzam sympatię, Hannibal otwiera ci czaszkę
Na scenie wprowadzam tyranie, chuj w ciebie i w twego wydawcę
Wielu stawiało na nasze przegrane, zostali bez kasy i lizali dupę
Każdy z tych śmieci to dla nas napęd, działamy jak dżuma, wybijamy hurtem
Odcięte głowy na włóczniach, ciała spalone na wiór
Dziś każda zawistna kurwa wpierdala resztki w kanale, jak szczur
Wrogowie się łączą, by stać się nam wrogiem i nawet w zespole klękają do kabla
Tchórzliwe pizdy wróżyły nam koniec już zanim ich klątwa szamana dopadła
Chcieli mnie żywcem zakopać, lecz nie wiedzieli, że jestem ziarnem
Wyrosłem niczym baobab, a truchłem z ich mogił swe dzieci wykarmię
Tutaj gdzie wielu poległo, słabi to armatnie mięso
Jebać gwiazdeczki na sezon, na ciała ich wylewam beton
Bloki to płyty nagrobków, urywam dachy, jak monsun
W chuju mam kto jest na podium, utopię wszystkich was w ogniu
[Refren: Paluch & Słoń]
Kakato Geri, spada ci pięta na łeb
Kakato Geri, stale narasta w nas gniew
Kakato Geri, na zimno dostaniesz vendettę
Głodni jak nigdy idziemy przed siebie, oh
Kakato Geri, spada ci pięta na łeb
Kakato Geri, stale narasta w nas gniew
Kakato Geri, na zimno dostaniesz vendettę
Głodni jak nigdy idziemy przed siebie, oh
[Zwrotka 2: Słoń & Paluch]
Na majku dyktator despota, gdy idę głupieje sejsmograf
Kolejna wygrana przez nockout, wpadamy jak granat w okno przedszkola
I ginie cały twój target, my wersy wbijamy jak bagnet
Ten album to czysty headshot, na fashion week gramy se w paintball
Gardzę grajkami z festynu, ty ruro bez skillu, bez stylu, bez wstydu
Z nami poczujesz się synuś, jakbyś się skaleczył w ławicy rekinów
Analfabeci siadają do rymów, to co u nich leci, to jebane disco
Przy zielonych oczach, wstają do hymnu, ich ksywy na trackach to tylko wyzwisko
Nie każdy wróg się ujawnia, za zdradę grozi ci ścięcie
Nasza znajomość umarła, nakarmię tobą dziś czerwie
I znowu znaczona jest talia, choć gramy w otwarte karty
Ruszyła na łowy karma, wyją u tchórzy już wszystkie alarmy
Te rury chcą blasku non stop, ciągną jak muchy do zwłok
My ci dajemy wciąż mrok, dla nas ta wojna to sport
Hieny uwiera już łańcuch, długo czekają na żarcie
Głód to najlepsza przyprawa, ruszą jak tylko zaliczysz upadek
[Refren: Paluch & Słoń]
Kakato Geri, spada ci pięta na łeb
Kakato Geri, stale narasta w nas gniew
Kakato Geri, na zimno dostaniesz vendettę
Głodni jak nigdy idziemy przed siebie, oh
Kakato Geri, spada ci pięta na łeb
Kakato Geri, stale narasta w nas gniew
Kakato Geri, na zimno dostaniesz vendettę
Głodni jak nigdy idziemy przed siebie, oh